W czwartek wybrałam się do Warszawy, podczas startu samolotu pomyślałam jak życie szybko ucieka. Tak jak samolot, chwilę jesteś na pasie, a zaraz potem w chmurach na wysokości kilku kilometrów. Widoki z okna same wprawiają w nostalgiczny nastrój, nic nie jest takie jak na ziemi. Przekroczyłam kolejną granicę i byłam (a właściwie to nadal jestem) z siebie dumna. Jeśli mnie znacie, to wiecie że wszędzie widzę zagrożenie, a przynajmniej zawsze obmyślam plan ucieczki "w razie czego". Nie ufam ludziom, a zwłaszcza tym pięknym. Ted Bundy i Richard Ramirez też byli przystojni. W zasadzie to wybrałam się do stolicy w celu zrobienia badań wymaganych do pracy. Zdecydowałam, że polecę samolotem bo nic poza nim nie wchodziło w grę ze względu na czas. Byłam pewna, że ktoś potowarzyszy mi w podróży, ale koniec końców okazało się, że polecę sama. Na kilka dni przed lotem nie mogłam spać, ciągle się trzęsłam i stresowałam bardziej niż przed maturą. Wow mam 21 lat, a czasami nadal boję się
Live fulfilling your dreams and die happy